nasze forum - ozegow.pun.pl


Z Edgara Alana Poe, czyli mój pierwszy blackwoodowski artykuł...

2010-09-30 02:06

 

Utwór autorstwa niejakiego samogona74

 

W poszukiwaniu niebezpieczeństw wyruszyłem na stary, glacjalny pagórek w miejscowości Cokston. Szukałem naprawdę przerażającej sytuacji: ataku roju dzikich pszczół, rozjechania przez ciągnik ciągnący ładunek z drzewem, pogryzienia przez wściekłe psy, aby opisać tę historię, zwracając pilną uwagę na moje odczucia. Związek literatów wysłał mnie w te misję, młodego żółtodzioba, z dwóch dość prozaicznych powodów: musiałem, co oczywiste, nabrać doświadczenia, a ponadto, co już mniej oczywiste, naszemu szacownemu towarzystwu brakowało nowych artykułów. Ten fakt ostatni nie zdziwił mnie zanadto. Pani Melsarek, podczas ostatniej wyprawy po artykuł, została dotkliwie pobita przez menelów z Croge.  Artykuł miał opisywać zwyczaje żuli i badać ich normy wypitego alkoholu w ciągu miesiąca. Skutek: szpital w Georsard, a następnie odwyk w Middleboum. Pan Blomkowitch złamał obydwie nogi, obie ręce i siedem żeber podczas próby skoku z najwyższego drzewa w okolicy szpitalu w Georsard. Postąpił bardzo roztropnie i zapobiegawczo, bo rzeczywiście wylądował w tym właśnie szpitalu. Karol Bonow, nasz najnowszy kolega, wybrał się do Czeczenii, aby napisać artykuł o dumnie brzmiącym tytule „ Siła wybuchu granatów domowej roboty. Wywiad z czeczeńskimi separatystami.” Wyjechał w listopadzie tamtego roku i nie wrócił, choć mniemamy, że musiały nastąpić jakieś nadzwyczajne okoliczności utrudniające jego powrót. Jednakże jakie, diabli wiedzą. Może temat nie został wyczerpany i Karol postanowił poświęcić mu się bez reszty? To tylko nasze redakcyjne przypuszczenia. Sekretarz towarzystwa, Marcel von Dyke, stracił rękę, gdy usiłował w zoo w Haagenes policzyć ilość zepsutych zębów krokodyla nilowego. Policzył do czterdziestu ośmiu i utknął – dosłownie i w przenośni. Rezultat: szpital w Georsard. Mimo, że nasze towarzystwo działa prężnie i rozwija się, liczba członków praktycznie pozostaje na stałym poziomie. Dość szybko starsza część załogi, z wielu osobliwych i przykrych zazwyczaj powodów, w chwale ustępuje miejsca młodym wilkom. Co tu dużo mówić – jestem jednym z nich. To mój drugi artykuł. Dziewictwo pisarskie straciłem na ambitnym, głęboko filozoficznym i poruszającym treści wysoce egzystencjalne artykule omawiającym problemy uczuciowe niepełnosprawnego mężczyzny i zdechłej kozy. Musze się przyznać, że wspiąłem się w tym artykule, mimo naprawdę trudnego i wymagającego tematu, na szczyty artyzmu. Praca została nagrodzona złotym medalem na Międzynarodowym Obupłciowym Festiwalu Literatury Pomieszanej, Poplątanej i Bolesnej w kategorii literatura bolesna. To zobowiązuje, dlatego postanowiłem, że każdy następny artykuł będzie jeszcze lepszy. Oczywiście wiem, że to nierealne. Zupełnie jak z włosami, gdy ktoś ci mówi, że w tej nowej fryzurze jeszcze bardziej ci do twarzy. Gdyby fryzura za każdym razem była doskonalsza, ludzie zmienialiby ją codziennie. Teoria przesytu jest nie do ominięcia – dążymy do doskonałości, ale jednocześnie nigdy jej nie osiągamy. Cudowne. A dziś czuję, ze jest niewątpliwie bardzo dobry dzień na artykuł numer dwa. Ale dlaczego wybrałem się na pagórek w Cokston? Na zdrowy rozsądek nie mogło mi się tu zdarzyć praktycznie nic złego – okolica cicha i spokojna, samo wzniesienie to porośnięta dzikim zielem kupa piachu, ziemia niczyja. Czułem, że jednak tu właśnie wydarzy się coś, co sprawi, że rychło ukończę me dzieło i w glorii chwały powrócę do redakcji – cały i zdrowy.

*

Pierwsza godzina pobytu na pagórku w Cokston. Absolutnie nic się nie dzieje.

*

Druga godzina. To samo.

*

Trzecia godzina. Staje się monotematyczny – śmiertelna cisza.

*

Czwarta godzina wyczekiwania. Zgłodniałem niemiłosiernie. Z plecaka z logo naszego towarzystwa przedstawiającym pijanego niedźwiadka z kuflem w prawej, a piórem w lewej łapie, wyjąłem puszkę z rybką i coś do picia, to była chyba woda niegazowana.. Proszę się nie śmiać, to standardowe wyżywienie ludzi ekscentrycznych i niebylejakich, czyli jak uważaliśmy, również członków naszego towarzystwa. Ściemniało się powoli, słońce pięknie zachodziło, motyle zaczęły znikać; wylewając połowę zawartości puszki z śledziami otworzyłem ją klamrą od paska do spodni i zacząłem konsumpcję. Niebo czerwieniało, zachód słońca był cudowny. Słońce było coraz bardziej czerwone, i bardziej, i bardziej…W końcu stało się tak czerwone, że aż zacząłem się krztusić. W tej chwili właśnie zauważyłem, że krztuszę się jakąś śledzią ością, a ta czerwoność tarczy słonecznej wynikała jedynie z przekrwienia moich oczu. Rzuciłem się na mechowaty dywan pagórka w Cokston próbując wykrztusić ość.

Jakiż to los, cny panie, tak cię pognębił?

 

Dlaczego akurat ta dziwna myśl mi się nasunęła, nie mam najmniejszego pojęcia. Robiło mi się coraz gorzej, świat płonął, a ja z coraz większy trudem łapałem powietrze.

 

Und sterb’ ich doch, so sterb’ ich denn

Durch Sie – durch Sie !

 

Przeklinałem w duszy haniebną śledzią ość. Ostatkiem sił chwyciłem za telefon pyk, pyk, pyk – 912 – tyy, tyy, tyy.

- Halo, duszę się. Pagórek w Cokston. Natychmiast!

*

Szpital w Georsard. Moi wierni kompani z towarzystwa przyszli mnie odwiedzić. Pochwaliłem się im pięknym operacyjnym nacięciem w okolicach krtani, bo ową ość śledzią trzeba było usuwać chirurgicznie, tak potężna była. Skończyłem mój pierwszy blacwoodowski artykuł, nie był długi.

 

„W  poszukiwaniu otchłani śmierci zszedłem dziś w otchłań oceanu. Tam jego król – Wielki i Słony Śledź, przerażony wyglądem człowieka, przebił mą grdykę swym ostrym jak brzytwa dowcipem. Podziękowałem mu sarkastycznie i odszedłem odpływając. Do dziś suszy mnie strasznie po tej wizycie”

 

Utwór zdobył wyróżnienie w Nilskroone podczas Bałtyckiego Przeglądu Prozy Śledziowej. Tak więc moja kariera literata podąża we właściwym kierunku. Jestem z siebie naprawdę dumny, do stokroć beczek z marynowanym śledziem.

—————

Powrót